- Kategoria: Wokół Goszyc
- Marek Antoni Stańczyk
- Odsłony: 13723
Sławięcice - po śladach dawnej świetności - Część 4
Poprzednio dotarliśmy z naszą opowieścią w lata czterdzieste XX wieku, gdy na terenach pomiędzy Sławięcicami a Blachownią zaczęły powstawać niemieckie obozy pracy. Jest na ten temat sporo wiadomości, ale nie zawsze są one precyzyjne. Spróbujmy zatem uporządkować kilka faktów.
Po pierwsze, nie można traktować wszystkich obozów tak samo. Różne było ich przeznaczenie, warunki socjalne i traktowanie więźniów. Inaczej byli traktowani brytyjscy jeńcy, przybyli ze stalagów. Inaczej Polacy czy Rosjanie, a jeszcze inaczej Żydzi, którzy zgodnie z nazistowską logiką, byli uważani za „podludzi”. Zatem nieprawdziwe są, powielane w wielu publikacjach opisy dotyczące nieustannych aktów okrucieństwa, masowych rozstrzeliwań i innych tego typu zaszłości. Takie traktowanie było normą w obozach zagłady, a nie w obozach, gdzie osadzeni mieli być „narzędziem” do wykonywania ciężkiej i efektywnej pracy.
Oczywiście, warunki, w jakich przyszło żyć jeńcom były skrajnie ciężkie. Pracując ponad siły przy wyrębie lasu, pracach ziemnych, budowlanych, czy montażu instalacji, otrzymywali znikome racje żywnościowe, a szkodliwe warunki i brak przestrzegania norm bezpieczeństwa powodowały, że mnożyły się ciężkie wypadki i zachorowania, prowadzące często do śmierci. Oczywiste jest również to, że panował tu typowo obozowy rygor, jednak istnienie obozów karnych dla uchylających się od pracy i łamiących obozową dyscyplinę, świadczy o tym, że „porządek” utrzymywano jednak w sposób inny, niż to czyniono w obozach zagłady. Wszystko to potwierdzają relacje byłych osadzonych oraz informacje zawarte w listach pisanych przez więźniów do najbliższych. Trzeba również pamiętać, że w pierwszych latach wojny nadzór nad tutejszymi obozami sprawowali pracownicy cywilni oraz żołnierze Wehrmachtu, dopiero pod koniec ich funkcjonowania nadzór przejęły odziały SS.
Sławięcice - smutne zwieńczenie 700 lat historii - część 4_1
Osobno należy rozpatrywać kwestię obozu żydowskiego, którego fragmenty istnieją w sławięcickim lesie do dzisiaj. Najgorsze czasy dla osadzonych tam więźniów nastały w kwietniu 1944 roku, kiedy obóz ten stał się filią K.L. Auschwitz. Jednak i tutaj należy pewne sprawy doprecyzować. Najpierw należy sobie zadać pytanie dlaczego Żydzi znaleźli się w tym miejscu. Otóż w miarę jak hitlerowska machina wojenna potrzebowała na zapleczu frontu coraz większej ilości siły roboczej, postanowiono także więźniów narodowości żydowskiej wykorzystywać do niewolniczej pracy. W ten sposób powstawały filie obozów przy różnych zakładach – hutach, kopalniach, fabrykach chemicznych. Sam tylko obóz K.L. Auschwitz miał takich filialnych obozów pracy kilkaset.
Dość wiarygodny obraz ich funkcjonowania znajdujemy w książce „Ocalały”, będącej wspomnieniami Sama Pivnika – Żyda z Będzina, który osadzony w Auschwitz, trafił później do obozu pracy i w końcu został uczestnikiem „marszu śmierci”, cudem uchodząc z życiem. Oczywiście takie obozy jak sławięcicki „Judenlager”, nie były nastawione na planową eksterminację. Jednak warunki bytowe więźniów były dramatycznie ciężkie. Pomimo wykonywania ciężkiej pracy najczęściej nie mieli oni ubrań roboczych, a racje żywnościowe były niewystarczające przy tak ogromnym wysiłku fizycznym. Mnożyły się dotkliwe kary za nieadekwatnie małe przewinienia. Natomiast tak zwane „warunki socjalne” były już zauważalnie lepsze niż w K.L. „Auschwitz”, a chorzy mieli do dyspozycji lecznicę. Jednak lekarze esesmani, co jakiś czas przeprowadzali selekcję i tych, którzy nie rokowali nadziei na powrót do pracy wywożono do odcinka szpitalnego obozu Birkenau, gdzie ich los był właściwie przesądzony.
Sławięcice - smutne zwieńczenie 700 lat historii - część 4_2
Fragmenty szpitala przy obozie żydowskim w sławięcickim lesie.
Zatem, pomimo, że warunki pracy i bytowania w filiach oświęcimskiego obozu były nieludzkie, a śmierć wokół okrutnie obecna, to jednak Samuel Pivnik w swych wspomnieniach pisze, że „marzeniem”, każdego Żyda z Auschwitz, było dostanie się właśnie do jednego z obozów pracy. Być może więzień był dla swych oprawców nadal jedynie „przedmiotem”, ale jednak „przedmiotem” nieco bardziej cennym i potrzebnym. Zatem zabicie nawet Żyda w obozie pracy, wymagało już nieco innych racji niż to miało miejsce w obozie zagłady. Dlatego pomimo, że zabrzmieć to może z dzisiejszej perspektywy, jak ponury żart - dla Żydów którzy przybywali do sławięcickiego obozu z K.L. Auschwitz, „przyzwyczajonych” do warunków niemal apokaliptycznych i pogodzonych już właściwie z powolnym umieraniem, było to miejsce chwilowego przynajmniej „wybawienia”.
W sławięcickim obozie „żydowskim” przebywało przeciętnie 3-4 tyś. osób, w tym około 200 kobiet w osobnym podobozie. W okresie od kwietnia 1944 roku do stycznia 1945 roku zginęło tam lub zostało wyselekcjonowanych i zabitych w K.L. Auschwitz około 248 więźniów. Zwłoki były spalane w zachowanym do dzisiaj krematorium. Tutaj jednak warto dodać kilka słów komentarza. Otóż często przyrównuje się krematorium sławięcickie do krematoriów w Oświęcimiu, czy innych obozach zagłady. Tymczasem ich funkcje były jednak różne. W Auschwitz palono masowo ciała „planowo” zagazowanych osób, w Sławięcicach nie było komór gazowych - spalano po prostu zwłoki zmarłych. Oczywiście palenie ludzkich zwłok bez należytego szacunku i upamiętnienia jest barbarzyństwem, co nie zmienia faktu, że w sławięcickim obozie był to wyraz przyjętych przez hitlerowski reżim „ogólnych zasad”, a nie jak w obozach zagłady - część procesu eksterminacji, polegającego na masowych, zaplanowanych mordach.
Sławięcice - smutne zwieńczenie 700 lat historii - część 4_3
Budynek byłego krematorium, w sławęcickim żydowskim obozie pracy.
To co najgorsze zdarzyło się jednak pod sam koniec istnienia obozu. W styczniu 1945 roku, gdy nieuchronnie zbliżała się ofensywa wojsk sowieckich, miał miejsce jeden z ostatnich aktów zbrodniczej działalności nazistów, a zarazem jeden z najbardziej demonicznych pomysłów dogorywającego hitlerowskiego reżimu. Ten pomysł to oczywiście osławione „marsze śmierci” , które zimą 1945 roku wyruszyły z obozów w całej Europie. Kto szedł w tych marszach? Oczywiście więźniowie obozów zagłady oraz ich filii - głównie Żydzi. Skąd ten pomysł? Po pierwsze, aby przenieść więźniów do obozów w głębi Niemiec, gdzie mogliby dalej pracować. Po drugie i ważniejsze, aby wojska wyzwalające obozy nie zobaczyły tego wszystkiego, co było świadectwem popełnianych tam zbrodni.
Sławięcice - smutne zwieńczenie 700 lat historii - część 4_4
Piec w byłym krematorium, w sławęcickim żydowskim obozie pracy.
Zatem rozpoczęły się „wędrówki ludów” w całej Europie, choć użyte w tym wypadku słowa „wędrówki” oraz „ludów”, wydają się być tragicznymi eufemizmami. Czyż można, bowiem nazwać ludźmi, wycieńczonych kilkuletnim nieraz pobytem w obozach więźniów, upodlonych i pędzonych w nieznane, w warunkach za które każdy hodowca zwierząt otrzymałby dzisiaj dotkliwą karę… Czy można nazwać wędrówką marsze, podczas których głodni, ledwo stojący na nogach ludzie, musieli w styczniowym mrozie przejść nieraz kilkadziesiąt, a czasem i więcej niż sto kilometrów… Czy wreszcie można nazwać wędrówką marsz, podczas którego nie mogący iść są bici, a w końcu zabijani na miejscu…
Oczywiście do marszów „kwalifikowano” tylko zdrowych i silnych więźniów. Ci którzy nie mogli iść pozostawali w obozach i byli masowo mordowani przez wyspecjalizowane komanda, które miały za zadanie ostateczną likwidację obozów. Czasem działy się rzeczy przerażające. Na przykład w podobozie K.L. Auschwitz „Furstengrube” w Wesołej koło Mysłowic, kilkuset schorowanych więźniów zamknięto w drewnianym baraku i spalono żywcem. Żyjący świadkowie tej tragedii – mieszkańcy okolicznych osad opowiadali jak nieludzkie było uczucie żalu i bezsilności, gdy spoglądając na łunę za lasem, wiedzieli że palą się tam „żywi ludzi”, którym nie można pomóc… Zdarzało się, że esesmani sami uciekając w popłochu, zapominali o chorych więźniach, którzy wycieńczeni często umierali zanim nadeszła pomoc. „Sławięcicki marsz śmierci” prowadził przez Koźle, Prudnik, Strzegom do obozu Gross-Rosen (okolice Strzegomia), a następnie przez Drezno do Buchenwaldu. Źródła podają, że w wyniku likwidacji obozu i w czasie „marszu”, śmierć poniosło około 800 osób.
Tutaj znowu parę słów komentarza. Otóż, w marszu śmierci szli niemal wyłącznie więźniowie obozu żydowskiego, a nie jak sugerują niektóre publikacje więźniowie wszystkich obozów. Jeżeli przyjąć, że w styczniu 1945 roku w obozach w okolicy Sławięcic było kilkadziesiąt tysięcy osadzonych, to zorganizowanie „marszu” dla nich wszystkich byłoby niemożliwe nawet ze względów czysto logistycznych. Więźniów innych narodowości z reguły wywożono na tereny odległe od linii frontu, gdzie można było ich „wykorzystać” do dalszej pracy. Najczęściej jednak, wobec panującego zamętu oraz wobec faktu, że strażnicy sami szukali dla siebie ocalenia przed nadciągającymi Sowietami, więźniom udawało się często masowo uciekać. Można zatem powiedzieć, że „marsze śmierci” były ostatnim akordem, a zarazem kwintesencją terroru i okrucieństwa, które przez kilka lat były nieodłącznym elementem funkcjonowania hitlerowskich obozów.
Niestety, wbrew temu co przekazują nam liczne artykuły i publikacje - w styczniu 1945 roku owszem, dokonało się wyzwolenie więźniów osadzonych w obozach przez hitlerowców, ale same obozy bynajmniej nie zakończyły swej działalności. Po nazistach przyszli tutaj stalinowcy i dopisali obozom dalszą historię…
W tym momencie warto pokusić się o dygresję na temat wciąż używanego terminu „wyzwolenie” w odniesieniu do wkroczenia armii czerwonej. Rosjanie po konferencji w Teheranie, mając zgodę zachodnich mocarstw na utworzenie w Europie Wschodniej strefy swoich wpływów, odbijali tereny zajęte przez Niemców dla siebie, kontynuując de facto to, co rozpoczęli 17 września 1939 roku, a czego najbardziej jaskrawym przejawem był mord w Katyniu. Polska lat 50-tych była marionetkowym państwem podporządkowanym Moskwie, na wzór Królestwa Polskiego z okresu zaborów, zatem wraz z wkroczeniem wojsk sowieckich możemy raczej mówić o zmianie okupanta, a nie o wyzwoleniu.
Jeszcze bardziej kuriozalnie brzmi termin „wyzwolenie” w odniesieniu do terenów Dolnego i Górnego Śląska. Sowieci traktowali tutejszych mieszkańców jak ludność podbitą. Często czytamy, że „zdarzały się” wówczas grabieże, gwałty i morderstwa. Prawda jest taka, że takie zachowania były normą. Edmund Nowak w jednej ze swych publikacji pisze, że wpływ na to miało postrzeganie przez Rosjan, Ślązaków jako Niemców, bowiem zamieszkiwali oni przed wojną przez kilkaset lat tereny będące integralną częścią Rzeszy. To prawda, ale przecież represje ze strony Sowietów spotykały także Górnoślązaków mieszkających na terenach należących od 1922 roku do Polski.
Sławięcice - smutne zwieńczenie 700 lat historii - część 4_5
Ważniejsze obozy stalinowskie na Górnym Śląsku i w zachodniej Małopolsce po 1945 roku.
Podobnie było w Sławięcicach. O represjach gwałtach i grabieżach po zdobyciu Sławięcic 24 stycznia 1945 r. wspomina między innymi Karol Jońca w „Dziejach Sławięcic do 1945 roku”. Stosunek stalinowskich władz do Górnoślązaków był zaplanowaną akcją represyjną, w ramach której trafiali oni do miejscowych obozów, albo do łagrów w głębi Rosji. Niejednokrotnie byli pozbawiani swych domostw, zaś grabieże i masowe gwałty były czymś niemal powszechnym. Trzeba przy tym pamiętać o skali tej tragedii, bowiem z rąk stalinowskich oprawców po 1945 roku w łagrach i obozach oraz w wyniku rozstrzeliwań ginęły nie jednostkowe osoby, ale dziesiątki tysięcy mieszkańców Górnego Śląska. Zjawiska te przestały być tematem tabu i są oficjalnie badane przez historyków jako „tragedia górnośląska po 1945 roku”.
Sławięcice - smutne zwieńczenie 700 lat historii - część 4_6
Oficjalne źródła wspominają o istnieniu obozów administrowanych przez władze sowieckie w Sławięcicach, Blachowni, a także w Koźlu, Kędzierzynie i Bierawie. Czasem autorzy pisząc o historii obozów używają zwrotu, że „dawni kaci z lat II wojny stali się po wojnie ofiarami w tych samych obozach”. To nieprawda – w ogromnej większości były to jedynie ofiary. Dobrze ilustruje to cytat z oficjalnej inspekcji obozu w Koźlu w sierpniu 1945 roku. Czytamy tam: „ Izba baraku zamieszkała przez 3 rodziny, w tym dwoje niemowląt w wieku 4 i 8 miesięcy. Brak łóżek i pomieszczeń do spania. Ludzie śpią na podłodze. Jedna pierzyna do przykrycia”… Jeszcze bardziej kuriozalna jest historia przejęcia przez Sowietów obozu dla kobiet w Blachowni. Niemcy osadzili tam Polki, które pracowały w zakładach chemicznych. Po przejęciu obozu przez Rosjan polskie więźniarki nie zostały zwolnione, ale przetrzymywane nadal i zmuszane do niewolniczej pracy na rzecz Sowietów. Z relacji żyjących uczestniczek tych wydarzeń wynika, że warunki były gorsze niż w czasach „niemieckich”, a oprócz tego sowieccy strażnicy dopuszczali się gwałtów.
Sławięcice - smutne zwieńczenie 700 lat historii - część 4_7
Więźniarki tego obozu w Blachowni przeżyły podwójny dramat.
Oczywiście Górnoślązacy nie byli jedynymi więźniami powojennych obozów. Byli tam Niemcy, w tym żołnierze Wehrmachtu, ale także osoby innych narodowości i oczywiście Polacy, żołnierze AK, Win i innych organizacji niewspółpracujących ze stalinowskimi władzami. Jednak ich gehenna po 1945 roku, to oczywiście osobny temat na nie jeden, obszerny artykuł… A Sławięcice… no cóż, kilka lat tragicznych wydarzeń sprawiło, że 7 wieków chwalebnej historii, poszło w zapomnienie, a znakiem rozpoznawczym stały się dzieje ludzkiego cierpienia… Pamiętajmy jednak, że Sławięcice mają wszelkie dane ku temu, by być jedną z wizytówek miasta, a nie peryferyjnym zaściankiem. To dobrze, że prywatni inwestorzy dostrzegli potencjał drzemiący w tamtejszych zabytkowych budowlach. Dobrze, że pasjonaci lokalnej historii próbują ocalić od zapomnienia, to co składa się na historyczną tożsamość tego miejsca. Warto, aby do tych działań w sposób energiczny włączyli się kędzierzyńsko-kozielscy rajcy – wszak są „kustoszami” potężnej spuścizny dziejowej, która zrządzeniem historycznego losu została złożona w ich ręce. Warto zatem promować to miejsce, najpierw wśród mieszkańców Kędzierzyna-Koźla, by zrozumieli jaki skarb mają tuż pod bokiem, a potem… kiedyś, może uda się Sławięcicom przywrócić pełnię dawnej sławy…
- «« Prev
- Next