- Kategoria: Wokół Goszyc
- Marek Antoni Stańczyk
- Odsłony: 13720
Sławięcice - po śladach dawnej świetności
W jednym z odcinków naszych historyczno-krajoznawczych wędrówek podążaliśmy wzdłuż dawnego Kanału Kłodnickiego kończąc nasz spacer na wysokości Starej Blachowni. Teraz zacny „staruszek kanał” doprowadzi nas wprost do Sławięcic, niegdyś jednej z najwspanialszych rezydencji magnackich na całym Górnym Śląsku, a dzisiaj peryferyjnej dzielnicy Kędzierzyna-Koźla, niemal zupełnie odartej z dawnego blasku.
Można powiedzieć, że już sama nazwa obliguje nas do respektu wobec tego miejsca. Jak bowiem czytamy w leksykonie nazw śląskich miejscowości, wydanym w 1888 roku przez niemieckiego geografa i językoznawcę Heinricha Adamy – pierwotne, słowiańskie wyrażenie „Slawiencice” można tłumaczyć jako „miejsce sławnych ludzi”. Chociaż wyraz „slawa” oznaczał u dawnych Słowian raczej cześć i honor, aniżeli sławę w sensie popularności.
W każdym razie przez całe wieki kolejni gospodarze tego miejsca wychodzili chyba z założenia, że nazwa zobowiązuje i starali się, aby w istocie sława miejscowości niosła się daleko poza granice sławięcickich dóbr. W tekście pochodzącym z 1791 roku wymienia się Sławięcice w gronie kilku najznakomitszych miejscowości całego Górnego Śląska. Później tutejsze dobra stały się rezydencją książęcą, drugiego najbogatszego rodu w całym Cesarstwie Niemieckim. Powstały pełne przepychu zamki oraz piękne założenia parkowe i ogrodowe. Równocześnie prężnie rozwijał się przemysł i rolnictwo. Przez miejscowość przebiegał słynny Kanał Kłodnicki oraz ważna linia kolei żelaznej, zaś w miejscowym szpitalu sanatoryjnym pracował jeden z najsłynniejszych na świecie bakteriologów. Kwitła gospodarka leśna, a obfitujące w dorodną zwierzynę knieje ściągały na polowania najznakomitsze postaci ówczesnego świata z cesarzami włącznie. Dzisiaj niewiele już pozostało. Mimo wszystko spróbujmy rozejrzeć się po okolicy i poszukać choćby okruchów tego, co stanowiło o dawnej świetności tego miejsca.
Osadnictwo istniało na terenach Sławięcic już w prehistorii, o czym świadczą liczne znaleziska archeologiczne. Istnieją też niepotwierdzone wzmianki o istnieniu świątyni chrześcijańskiej już w XII wieku. Mało tego, odnalezienie w XIX wieku, podczas budowy obecnego kościoła trójwarstwowego układu fundamentów skłoniło niektórych badaczy do wysunięcia wyjątkowo śmiałej hipotezy, w myśl której pierwotny kościół chrześcijański miałby stanąć na fundamentach świątyni pogańskiej, albo też na zrębach pradawnego kościoła, zbudowanego w czasach działalności misyjnej Cyryla i Metodego. W IX wieku tereny dzisiejszego Górnego Śląska należały do potężnego, chrześcijańskiego już wówczas Państwa Wielkomorawskiego, w którym sakrę biskupią sprawowali właśnie słynni Apostołowie Słowian. Oczywiście hipoteza wydaje się nader śmiała i raczej mało prawdopodobna, ale nawet potraktowanie jej, jako kolejnej legendy dodaje Sławięcicom dodatkowego kolorytu.
Tymczasem pierwsza, udokumentowana wzmianka o istnieniu Sławięcic pochodzi z 1246 roku. Wiemy też, że Sławęcice były już wówczas miastem, chociaż kilka lat później w 1260 roku utraciły prawa miejskie na rzecz pobliskiego Ujazdu, stanowiącego wówczas dobra biskupów wrocławskich. Miejscowość w początkach swego istnienia znajdowała się w księstwie opolskim, a następnie w księstwie kozielsko-bytomskim. To właśnie książę kozielsko-bytomski Kazimierz II złożył w 1289 roku hołd lenny królowi Czech i odtąd Sławięcice, a następnie także cały Śląsk, będą przez kilkaset lat częścią Korony Czeskiej.
Z początków XIV w mamy z kolei wiadomość, że w Sławięcicach działa mennica książęca – jedna z pięciu na Górnym Śląsku, zaś w roku 1351, pojawia się dokument sprzedaży zamku sławięcickiego, w którym czytamy, że za sumę 2800 marek książę opolski Bolko kupuje zamek od księcia Władysława bytomskiego. Transakcję potwierdził sam cesarz Karol IV, który będąc czeskim Przemyślidem był nie tylko królem Czech, ale władał całym ówczesnym, tak zwanym Cesarstwem Rzymskim Narodu Niemieckiego.
Tymczasem pora przenieść się w czasy zdecydowanie nowsze, bo oto w naszym marszu wzdłuż koryta dawnego Kanału Kłodnickiego dochodzimy właśnie w okolice Sławięcic. Mówiąc prawdę akurat tutaj dawnego kanału nie zobaczymy, ponieważ w latach 30-tych XX wieku, dokładnie jego śladem poprowadzono nowszy Kanał Gliwicki. W każdym razie, w pewnym momencie na trasie naszej wędrówki pojawia się ciekawe miejsce. To właśnie tutaj prawie 200 lat temu stał śląski artysta Ernest Knippel kreśląc szkic do jednej ze swych najbardziej znanych litografii.
Huta i wielki piec w Sławięcicach widoczny z podcieni sławięcickiego zamku - litografia z początku XIX wieku
Porównajmy zatem to, co widzimy dzisiaj z pejzażem uwiecznionym przez Knippla. Widzimy zatem kępę drzew, kilka budynków, a także szeroki Kanał Gliwicki w miejscu, gdzie na litografii mamy koryto starego kanału z widoczną w oddali śluzą. Jest też gruntowa droga, biegnąca niemal idealnie śladem odnogi starego kanału, widocznej na dawnym obrazie. Rzeczka ta miała wówczas za zadanie dostarczenie energii urządzeniom zbudowanej w 1811 roku słynnej, sławięcickiej huty żelaza. Na litografii widzimy potężny, jak na owe czasy „wielki piec” i inne hutnicze zabudowania. Właśnie przy tej drodze rośnie do dzisiaj piękny kilkusetletni dąb, który już w czasach Ernesta Knippla był pokaźnym drzewem. To pierwsza rzecz wspólna. Drugą jest całkowicie schowany w gęstwinie krzaków niepozorny, aczkolwiek obszerny budynek, będący ostatnią żywą pamiątką po dawnej hucie, a jednocześnie po czasach, kiedy Sławięcice stanowiły centrum znanego daleko poza granicami Śląska zagłębia metalurgicznego. Dość powiedzieć, że w 1844 roku wyroby ze sławięcickiej huty zdobyły złoty medal na międzynarodowej wystawie w Berlinie, a przecież już 100 lat wcześniej były tutaj także inne zakłady, jak choćby słynna w okolicy manufaktura luster.
Sławięcice po śladach dawnej świetności_3
Huta sławięcicka na litografii Knippla z około 1830 roku
Sławięcice po śladach dawnej świetności_4
To samo miejsce na fotografii z 2015 roku
Dzisiaj ten zacny budynek, stoi zupełnie zapomniany popadając w coraz większą ruinę. W ten sposób za kilka, może kilkanaście lat jedyny świadek istnienia sławięcickiej huty oraz kolejny z ostatnich zabytków związanych z najstarszym przemysłowym dziedzictwem Ziemi Sławięcickiej, a także całego dzisiejszego Kędzierzyna-Koźla przestanie istnieć.
Sławięcice po śladach dawnej świetności_5
Ostatni budynek sławęcickiej huty
Idziemy dalej. Z budynkiem dawnej huty sąsiadują ruiny hal należących kiedyś do powstałego po II wojnie Młodzieżowego Ośrodka Szkoleniowego, będącego zaczątkiem późniejszego kompleksu Szkół Chemicznych. To w tym ośrodku w lipcu 1948 roku rozegrała się tragedia upamiętniona pokaźnym obeliskiem z sylwetką orła. Do ośrodka uczęszczał niejaki Stanisław Iwaszkiewicz – człowiek, który w komunistycznych publikacjach z lat 60-tych określany jest mianem „bandyty”. Cóż, bandytami w optyce stalinowskiej byli wówczas wszyscy bojownicy z polskich prawicowych organizacji wojskowych. Prawdopodobnie taką osobą był też Iwaszkiewicz. Świadkowie tych wydarzeń pamiętają, że nosił on z upodobaniem wojskową aliancką kurtkę i nie był skory do współpracy z komunistycznymi władzami. To wszystko sprawiło, że do ośrodka przybyli dwaj funkcjonariusze ORMO. Mieli eskortować Iwaszkiewicza w nieznanym kierunku. Nie doszło jednak do tego, bowiem obaj zginęli z ręki krewkiego młodzieńca. Iwaszkiewicz zbiegł, ale w 1952 roku został zatrzymany w Wielkopolsce i prawdopodobnie rozstrzelany. Oczywiście śmierć każdego człowieka jest tragedią i choćby z szacunku dla ludzkiego życia, także polegli ormowcy powinni mieć w tym miejscu swoją mogiłę. Czy jednak dzisiaj, gdy od lat nie obowiązuje nas kłamliwa stalinowska propaganda, w tym akurat miejscu, orzeł powinien dumnie unosić głowę nad potężnym obeliskiem?
Pozostając z tym, jak nam się zdaje retorycznym pytaniem, wracamy do czasów dawniejszych. Korzystając, zaś z tego, że jesteśmy już na skraju sławięcickiego parku, opodal mostu na Kanale Gliwickim, przejdziemy się ulicą Walerego Wróblewskiego w kierunku centrum Sławięcic. Mijamy ciekawy budynek dawnego leśnictwa oraz budynek miejscowej poczty. Jednak najbardziej reprezentacyjnym obiektem w tym rejonie jest będący od kilku lat w remoncie, eklektyczny pałacyk z końca XIX wieku, nazywany willą Frankenberg, albo pałacem kawalerów. O dziejach pałacyku wiemy jedynie tyle, że w czasie II wojny mieszkały tam młodsze pokolenia rodu Hohenlohe, zaś po wojnie obiekt ten zamieniono na przedszkole i kwatery prywatne, dzięki czemu nie podzielił losu wielu innych reprezentacyjnych budowli i dotrwał do naszych czasów. Budynek otacza niewielki park, w którym wyróżniają się stojące tuż przy ulicy Sławięcickiej dwa potężne, kilkusetletnie dęby, będące pomnikami przyrody.
Skoro o pięknych drzewach mowa, to pora powrócić do sławięcickiego parku, który był niegdyś jednym z największych powodów do dumy tutejszych gospodarzy. W parku rośnie około 70 rodzajów drzew i krzewów, wśród których dominujące gatunki to dęby, lipy, klony oraz różne gatunki sosen i świerków. Wśród parkowej dendroflory znajdują się także gatunki unikatowe – miłorzęby, tulipanowce, trójglicznie, platany czy żywotniki olbrzymie.
Sławięcice po śladach dawnej świetności_6
Żywotnik olbrzymi ze sławęcickiego parku
W tej chwili co najmniej 45 egzemplarzy drzew ma wymiary pozwalające na wystąpienie z wnioskiem o nadanie statusu pomnika przyrody. Niestety do tej pory status taki nadano zaledwie czterem drzewom. Trzeba też zauważyć, że na terenie Sławięcic nie mamy do czynienia z jednym parkiem, ale z co najmniej pięcioma różnymi założeniami parkowymi. Wszystkie one są obecnie w złym lub bardzo złym stanie. Drzewostan w wyniku uszkodzeń mechanicznych i braku należytej konserwacji jest zniszczony, pełno jest samosiewek zniekształcających pierwotne kompozycje krajobrazowe. Brak także małej architektury parkowej na odpowiednim do jego potencjału poziomie. Obecnie planuje się objęcie parkowej przyrody ochroną w formie zespołu przyrodniczo-krajobrazowego. Miejmy nadzieję, że w ślad za tym pójdą także inne działania i będzie to początek lepszych lat dla tego potencjalnie pięknego miejsca.
Sławięcice po śladach dawnej świetności_7
Budynek kancelarii dworskiej, pod koniec XIX w pełniącej rolę rezydencji księżnej Pauliny – wdowy po księciu Hugo Hohenlohe na litografii Knippla
Sławięcice po śladach dawnej świetności_8
Widok współczesny
Tymczasem dochodzimy do mostku oraz miejsca, gdzie rzeka Kłodnica oraz jej odgałęzienie, tworzą piękny fragment półnaturalnego parkowo-wodnego krajobrazu. W tej okolicy znajduje się zbudowany w XIX wieku, dzisiaj częściowo zrujnowany budynek kancelarii dworskiej, po śmierci księcia Hugo Hohenlohe pełniący także rolę rezydencji wdowy – księżnej Pauliny. Budynek ten w całej krasie widzimy na jednej z licznych litografii zebranych w albumie, który pracownicy dóbr sławięcickich sprezentowali księciu Hugonowi i jego małżonce w 1897 roku w 50 rocznicę ich ślubu. Oryginał tego albumu znajduje się w rodowej siedzibie książąt Hohenlohe w Oehringen, a zawarte w nim ilustracje bywają czasem jedynym świadectwem istnienia wielu dawnych sławięcickich budowli.
Jednak nie ten budynek był główną rezydencją tutejszych książąt. Był nim oczywiście zamek, który znajdował się niemal w centralnym punkcie dzisiejszego parku. Tą nieistniejącą już dzisiaj budowlę kojarzymy głównie z dziejami rodu Hohenlohe. Jednak miejsce to jest także symboliczne dla całej historii Sławięcic. To tutaj znajdował się piastowski zamek, wzmiankowany już w 1351 roku, a zbudowany zapewne jeszcze wcześniej. Ciekawe, że ta rezydencja Piastów Śląskich, w stanie nieco tylko przebudowanym przetrwała aż do 1827 roku, kiedy spłonęła od uderzenia pioruna. Pomiędzy 1833 a 1836 rokiem ukończono budowę nowego zamku, nawiązującego architekturą do włoskiego baroku. Stanął on dokładnie w tym samym miejscu, co stary zamek. Wreszcie w 1861 roku i ten zamek zostaje gruntownie przebudowany i staje się jedną z najwspanialszych rezydencji magnackich na terenie Śląska.
Sławięcice po śladach dawnej świetności_9
Pierwotny zamek piastowski wzmiankowany w 1351 roku na obrazie z początku XIX wieku
Sławięcice po śladach dawnej świetności_10
Rezydencja zbudowana w 1827 roku przez Augusta Hohenlohe w miejscu piastowskiego zamku, który spłonął od uderzenia pioruna
Sławięcice po śladach dawnej świetności_11
Zamek sławięcicki w okresie największego rozkwitu po przebudowie dokonanej przez Hugona Hohenlohe w 1861 roku
Sławięcice po śladach dawnej świetności_12
Tak było jeszcze w latach 70-tych XX wieku
Sławięcice po śladach dawnej świetności_13
A to widok „zamku” w 2014 roku – efekt barbarzyńskich działań polskich władz, które de facto nie różnią się niczym od działań Talibów wysadzających w powietrze buddyjskie świątynie.
Przed pałacem znajdował się ozdobny staw, ogrody i plenerowe instalacje architektoniczne. Zamek przetrwał wojnę, a bryła pałacu wyjątkowo nie została zniszczona także przez Sowietów rozkradających i demolujących pałacowe sprzęty. Dopiero pod koniec lat 70-tych XX wieku, zamek został sukcesywnie burzony, a właściwie rozbierany na cegły, z których ponoć wzniesiono na przykład niektóre elementy „Hotelu Centralnego” w Azotach. W tym kontekście pozostawienie bocznych schodów wejściowych wraz z werandą, jako jedynego fragmentu zamku, było chyba ponurym żartem tych, którzy w latach 70-tych doprowadzili do dewastacji tego pięknego zabytku.
Okazuje się jednak, że piastowski zamek oraz dwie kolejne budowle książąt Hohenlohe, to nie wszystkie magnackie rezydencje, jakie znajdowały się na terenie Sławięcic. Podążając na północ dojdziemy do miejsca, gdzie rozegrał się zupełnie inny, ale nie mniej intrygujący wątek sławięcickich dziejów.
Zacznijmy od legendy, według której hrabina Anna Konstancja Cosel – bohaterka powieści J. I.Kraszewskiego miała być więziona w sławięcickim pawilonie ogrodowym zwanym powszechnie „Belwederkiem”. W rzeczywistości nie było to możliwe, bowiem „Belwederek” zbudowany został po 1782 roku, gdy hrabina nie żyła już, od co najmniej 20 lat. Inni łączą obecność hrabiny Cosel w Sławięcicach z jej mężem Magnusem von Hoymem. Jednak i to wydaje się wątpliwe, bowiem hrabia von Hoym obejmował we władanie sławięcickie włości w 1713 roku, siedem lat po rozwodzie z Konstancją Cosel. A jednak, okazuje się, że tytułowa postać powieści Kraszewskiego mogła odwiedzać Sławięcice i to w nie byle jakim towarzystwie. W tym miejscu powraca wątek dotyczący sławięcickich rezydencji. Otóż zanim w miejscu dawnego zamku piastowskiego, powstała pełna przepychu rezydencja książąt Hohenlohe, już w roku 1710 roku hrabia Jakub Fleming, nota bene ożeniony z polską księżniczką Franciszką Sapieżanką, a następnie z księżniczką Radziwiłłówną, zbudował inną sławięcicką rezydencję. Była to obszerna i reprezentacyjna budowla w stylu „Wersalu” z pięknym ogrodem i parkiem. Pałac spłonął w nieznanych okolicznościach pomiędzy 1750 a 1782 rokiem, ale okazuje się, że nawet tak krótka jego historia może być nader intrygująca.
Warto zauważyć, że Jakub Flemming był zaiste przedsiębiorczym człowiekiem. W ciągu swoich 12-letnich zaledwie rządów zbudował w sławięcickich włościach największe na Górnym Śląsku zagłębie metalurgiczne oraz reprezentacyjną rezydencję. W ogóle Sławięcice miały to szczęście, że praktycznie od początku XVIII wieku nie trafiali tu znudzeni arystokraci, traktujący to miejsce jak zabawkę na „parę chwil”, ale ludzie pragnący uczynić dobra sławięcickie wizytówką swego rodu. To z kolei owocowało wszechstronnym rozwojem i pozwalało żyć w dostatku także „niżej urodzonym” mieszkańcom sławięcickiej ziemi.
Być może w realizacji tak ambitnych celów pomagały Flemmingowi koneksje z możnymi ówczesnej epoki, z których szczególnie jedna persona jest nam doskonale znana. O tym wszystkim oraz o innych jeszcze ciekawych zaszłościach, napiszemy w kolejnym odcinku poświęconym dziejom Sławięcic.
- Prev
- Next »»